Chemia miłości

Czujemy się senni, jest nam dobrze. Myślimy o naszej miłości. Zataczamy palcem naszą wspólną przyszłość i wyobrażamy sobie nasze życie. Dużo czujemy, jesteśmy wrażliwsi. Głowa buja w chmurach i jest jej tam dobrze. Świat nagle staje we mgle. Nie potrafimy panować nad swoimi uczuciami. Wariujemy. Diagnoza – zakochanie. Brzmi to wszystko jak  najlepszy narkotyk. Może miłość jest narkotykiem? Zdecydowanie, a ściślej mówiąc – uzależniamy się od hormonów. Oj, dzieje się, dzieje. Zawładnęły one nami od pierwszego spojrzenia, ewentualnie od drugiego. Jednak czy te romantyczne porywy i ucieczki też są z nimi związane, a może to tylko literacka fikcja lub po prostu niedojrzałość?
W miłości pasjonuje mnie jedno – chemizm, który został całkowicie zbadany, ale mimo wszystko, to uczucie nie jest do końca jasne. Znamy procesy reakcji chemicznych, wiemy, które obszary mózgu są najbardziej aktywne, ale nikt nigdy nie wyjaśnił dlaczego to wszystko dzieje się akurat przy konkretnej osobie. Są hipotezy, jednak o nich później. W zakochaniu piękne jest to, że człowiekowi wydaje się, iż panuje nad sobą, lecz niestety tak nie jest. Emocje te bowiem bardzo nas rozbudzają, mogą być czynnikiem powodującym zaburzenia snu, a niespełnione są w stanie spowodować depresję. Właśnie to w miłości jest fascynujące. Każdy badacz zna jej przebieg. Powstały wykresy dzielące ją na etapy: namiętności, intymności i zaangażowania. W tym poście pełna pasji przybliżę Wam chemię miłości, ale z całego serca proszę, nie zapominajmy o jej magii, o erupcji szczęścia, która z niej wypływa. Cieszmy się nią.

Zatem teraz na moment pozbawiam miłość uczucia i zaczynam ją analizować.


Wszystko zaczyna się od zapachu. Ile razy słyszy się o pamiętnym, uwodzicielskim zapachu. Kobiety i mężczyźni używają perfum, żeby siebie wzajemnie wabić. Uściślę jednak tę kwestię, gdyż dokładniej chodzi o feromony – mieszaniny bezwonnych substancji chemicznych, często z jednym dominującym składnikiem, znacznie rzadziej są to pojedyncze związki chemiczne. Feromony wabią osobnika płci przeciwnej i powodują kumulację hormonów  w jego organizmie. Ostatnie badania dowodzą, że partnera wybieramy nieświadomie na podstawie zapachu, tak, aby zapewnił nam zdrowe potomstwo. Nasze zmysły wykrywają pewną grupę białek – główny kompleks zgodności tkankowej (MHC) i dobierają partnera tak, by jak najbardziej się od nas różnił. To zapewnia nam większą pulę genów i mniejsze ryzyko wystąpienia mutacji. Lubię sformułowanie, że feromony umożliwiają pozawerbalny kontakt między partnerami. Zapach dociera do nosa partnera, w którym znajduje się narząd Jacobsona, ponieważ zawiera receptory feromonów, aktywuje on podwzgórze.  A jeśli „wszystko ze sobą pasuje”, zaczynamy się interesować partnerem. Konkretne obszary w mózgu zaczynają być bardziej aktywne, a na pozytronowej tomografii emisyjnej (PET) zaczynają się świecić. 



Podwzgórze zaczyna wydzielać fenyloetyloaminę (PEA), będąca neuroprzekaźnikiem. Jej podwyższone stężenie w mózgu z jednej strony objawia się stanami nieuzasadnionej radości, pewnością siebie, podnieceniem czy nadmierną aktywnością na przemian z brakiem koncentracji.  Warto wspomnieć, że nasz organizm uodparnia się na PEA w przeciągu 1-4 lat. Wtedy też ustaje stan euforii, czujemy, że partner nas nie rozumie, że do siebie nie pasujemy, myślimy – ta miłość się wypaliła. Właśnie w tym okresie często dochodzi do rozstań – przez niezrozumienie własnej fizjologii. Wtedy też zaczyna się kreować miłość romantyczna, a później dojrzała, która prowadzi nas do dojrzałego związku. Jednak powróćmy do hormonów.  Fenyloetyloamina pociąga za sobą również negatywne konsekwencje, takie jak:  bezsenność, zaburzenia łaknienia, brak tchu czy stany niepokoju i depresji. Często porównuje się wpływ PEA (narkotyk miłości) do stanu, który odczuwają narkomani, a wynika to z tego, że należy ona do grupy amfetamin. 

PEA zaczyna reakcję łańcuchową w naszym organizmie, bo pociąga za sobą produkcję innych hormonów. Zwiększa się poziom wydzielania noradrenaliny (neuroprzekaźnik, podobne działanie do adrenaliny). Ciekawostką jest, że podczas snu w naszym organizmie jest małe stężenie tego neuroprzekaźnika, a skoro u zakochanych jest nadprodukcja, to zapewne stąd wynikają problemy ze snem. Kiedy zobaczymy ukochaną osobę, podwyższa nam się ciśnienie krwi i tętno. Tak też zachowujemy się w sytuacji stresowej, czyli w takiej, gdzie też jest nadprodukcja hormonu walki i ucieczki (adrenaliny) i noradrenaliny. 

Zauważamy rumieńce na naszych policzkach, czyli poszerzają się naczynia krwionośne, aby zaopatrzyć komórki w większą ilość tlenu, glukozy etc. Przez to jesteśmy również wrażliwsi na dotyk. Następnie uwalnia się kolejny hormon – dopamina (neuroprzekaźnik z grupy katecholamin, uwalniany przez dopaminergiczne neurony ośrodkowego układu nerwowego, hormon szczęścia). Uczucie zadowolenia związane z jedzeniem, zakochaniem, a także przyjmowaniem substancji psychoaktywnych wiąże się ze wzrostem wydzielania dopaminy  w jądrze półleżącym przegrody (NAcc), które składa się z tysięcy dopaminergicznych neuronów. Uważane jest ono za mózgowy ośrodek przyjemności. Działa już przed doświadczeniem przyjemności związanej z obecnością bodźca nagradzającego. Pojawia się przed otrzymaniem jakieś nagrody, fizycznej lub emocjonalnej, czyli wpływa na ogólne nasilenie emocji, przez co jej działanie określa się jako ścieżkę nagrody. To właśnie dopamina jest współodpowiedzialna za to, że kochamy na śmierć i życie.

Wraz ze wzrostem dopaminy, spada poziom serotoniny, czyli  mamy do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym ujemnym. Serotonina (hormon tkankowy i ważny neuroprzekaźnik w ośrodkowym układzie nerwowym, produkowana głównie w komórkach enterochromatofilnych w błonie śluzowej jelit (około 90%) i jądrach szwu w mózgu, a także w szyszynce oraz trombocytach) reguluje sen, ciśnienie krwi, apetyt. Ciśnie mi się na usta sformułowanie, że jest naszym dobrym aniołem. Zapewnia nam spokój. Jedząc czekoladę, wspomagamy jej produkcję i właśnie dlatego zaleca się spożywanie czekolady, a szczególnie gorzkiej (tu też z powodu wit. B6 i magnezu), bo nas uspokaja. Niestety przez wspomniane wyżej sprzężenie zwrotne ujemne, jej poziom spada i stajemy się rozdrażnieni, niespokojni. Czekając na spotkanie z ukochanym/ukochaną, czujemy się jakbyśmy czekali na kumulację w lotto.

Wszystkie wymienione neuroprzekaźniki odpowiadają za pierwszą, namiętną fazę związku, kiedy szalejemy z miłości i nie możemy kontrolować swojego ciała. Prym nad wszystkim wiedzie fenyloetyloamina. Jak na początku wspomniałam, niestety uodparniamy się na jej działanie (1-4 lat) i stąd tyle rozstań, ale też i wejście nową fazę związku.

Wysoki poziom dopaminy w organizmie pobudza produkcję oksytocyny i wazopresyny (sprężenie zwrotne dodatnie). Oksytocyna (makrocykliczny hormon peptydowy złożony z 9 aminokwasów, wytwarzany w jądrze przykomorowym i nadwzrokowym  podwzgórza  oraz neuronami, przekazywana jest do tylnego płata przysadki, gdzie następnie jest magazynowana) nazywana jest hormonem miłości i przywiązania. Powoduje skurcze macicy w trakcie porodu. Aktywuje u ludzi uczucia zaufania i przyciągania się, a jej pojawienie się sygnalizuje o wejściu w romantyczną fazę związku. Odpowiada za przywiązanie do partnera i prawdopodobnie dzięki niej jesteśmy monogamiczni. Wazopresyna (hormon wytwarzany przez podwzgórze w postaci preprowazopresynoneurofizyny i uwalniany w ostatecznej postaci przez tylny płat przysadki mózgowej) odpowiada za poczucie opieki nad potomstwem, obronę terytorium oraz mechanizmy obronne w sytuacji zagrożenia. Pozwolę sobie stwierdzić, że u kobiet jest więcej receptorów oksytocyny – wytwarzanie i pielęgnowanie więzi, przywiązanie, miłość romantyczna. Receptory te aktywowane są przez dotyk, pieszczoty oraz orgazm. Natomiast w przypadku mężczyzn ważniejsza jest wazopresyna – mają oni poczucie opieki nad swoją ukochaną i obronę jej przed wszelkim złem. Wazopresyna uwalniana jest za sprawą testosteronu i erekcji, a jej ilość rośnie pod wpływem stresu. 



Ostatnie badania dr Kerstin Uvnäs-Moberg dowiodły, że mężczyźni potrzebują średnio 3 razy więcej dotyku niż kobiety, aby zachować takie samo stężenie oksytocyny. Dlatego często mówi się, że są oni „dotykowcami”. Brak dostatecznej ilości tego neuroprzekaźnika sprawia, iż wzmaga się napięcie układu współczulnego, przez co możemy być poddenerwowani. Natomiast przytulanie sprawia, że aktywowane są receptory oksytocyny, dzięki temu przytulając się, uspokajamy swoje ciało.



Kiedy u obojga partnerów poziom tych hormonów (oksytocyny i wazopresyny) jest podwyższony, ich więź zacieśnia się. Ich obecność u przyczynia się do tworzenia głębszej relacji i kształtowania dojrzałej miłości.  Dzieję się tak, bo białka sygnałowe determinują nasze konkretne zachowanie, tzn. kobiety zaczynają czuć „więź dusz”, a mężczyzna opiekuje się swoją partnerką, zakochani czują się swobodnie przebywając w swoim otoczeniu. Nie należy też zapominać o czynnikach zewnętrznych, które odgrywają równie ważną rolę na kształtowanie się związku, lecz wpływ hormonów na ludzką psychikę jest niezwykle ciekawy.

W miarę spadku fenyloetyloaminy, oprócz wyjścia na przód oksytocyny i wazopresyny, endorfiny (dobre samopoczucie, „hormony szczęścia”, tłumią odczuwanie bólu, mają podobne działanie do morfiny i też uzależniają) przypominają o swoim udziale w tworzeniu związku. Nie pojawiają się na moment jak chociażby PEA, lecz latami uwalniają się w naszym organizmie, co nadal stymuluje pogłębianie więzi oraz komfort przebywania z partnerem. Można użyć stwierdzenia, że mózg rekompensuje nam brak hormonów I fazy, które wzbudzały namiętność, zapewniając tym samym poczucie szczęścia i bezpieczeństwa.


Bardzo ciekawy jest fakt, że w trakcie związku cały czas towarzyszą nam hormony. Na początku zakładamy różowe okulary, idealizujemy partnera, jest dla nas całym światem. Sądzę, że taka reakcja zajść musi, bo dzięki temu w szybkim czasie możemy przywiązać się do partnera, otwieramy się na niego. Następnie zaczynamy dostrzegać tzw. wady, które pokazują prawdę o nas samych. Możemy wtedy zacząć powoli dochodzić do wniosku czy chcemy wejść z taką osobą w trwały związek, gdzie już nie ma udawania i hormonów uniemożliwiających racjonalne myślenie. Następnie odkrywamy się cali na partnera i zaczyna się faza intymności, a potem coraz bardziej zaczynamy się angażować.

Fascynujący jest wpływ hormonów na nasze zachowania i uczucia. Chcę jednak przestrzec przed skrajnym popadaniu w naukowy, suchy punkt widzenia. Warto znać psychologiczne jak i biochemiczne podłoże, bo pomoże nam to zrozumieć budowę miłości od podstaw. Dzięki temu będziemy wiedzieć co, jak, dlaczego się dzieje i unikniemy przykrych sytuacji. Nie należy jednak zapominać o romantycznym punkcie widzenia oraz o niezwykłości tego uczucia. Zachęcam Was, abyście odkrywali razem ze mną naukowy, ale też i ludzki uczuciowy punkt widzenia.


Tworząc artykuł bazowałam na stronie kopernik.org oraz na 10 wykładzie "mózg, umysł i zachowanie" - wstęp do kognitywistyki zamieszczonym na stronie fizyka.umk.pl

1 komentarz: