O chowie wsobnym


Witam Was wszystkich, drodzy Czytelnicy. Dziś będziecie mieli okazję zastanowić się nad stosunkowo rzadkim w naturze, ale szalenie ciekawym zjawiskiem - chowem wsobnym. Lub inbredem albo kojarzeniem krewniaczym. Jak zwał tak zwał. Zapraszam serdecznie do lektury!

Karol II Habsburg, o którym opowiem niebawem.

Chów wsobny. Czym jest? Znaczenie nazwy łatwo wytłumaczyć na podstawie tłumaczenia angielskiego - inbreeding. "Breeding" to rozmnażanie, a "in" oznacza w, wewnątrz. Mówimy zatem o rozmnażaniu osobników wewnątrz jednej populacji. "Chów" odnosi się do hodowli, rozmnażania, a "wsobny" do tego, że zachodzi między spokrewnionymi osobnikami. Tyle z etymologii, co jeśli chodzi o praktykę? Jest to kojarzenie osobników mających wspólnych przodków w celu uzyskania potomstwa. I to niekoniecznie musi być proces sztuczny, zjawisko to występuje także w naturze, o czym opowiem później.

Inbred jest czymś w naturze niepospolitym, więc można się spodziewać, że jego konsekwencje także będą osobliwe. Nie bez przyczyny przyroda unika go jak ognia - poprzez mechanizmy przeciwdziałające samozapyleniu u roślin albo zakazy związków kazirodczych w większości cywilizowanych społeczeństw (wynikające np. z prawa religijnego, jak w Koranie czy Biblii albo z prawa świeckiego). Jeśli jednak dojdzie do niego, skutki zwykle okazują się negatywne. Dlaczego? Spowodowane jest to najczęściej wzrostem homozygotyczności w populacji, a co za tym idzie, wzrostem zachorowań na choroby dziedziczone autosomalnie recesywnie, do czego raczej by nie doszło w przypadku normalnego rozmnażania (między osobnikami niespokrewnionymi). Jest to mało prawdopodobne, dlatego że organizmy miałyby bardzo niskie szanse na spotkanie drugiego nosiciela wadliwego recesywnego genu, i w rezultacie wydanie na świat chorego potomstwa. Pozwólcie, że rozrysuję wam schemat dziedziczenia w przypadku kojarzenia krewniaczego i niekrewniaczego.
Przyjmijmy następujące założenia: ludzik z białą głową symbolizuje osobnika zdrowego, z pomarańczową - nosiciela wadliwego allelu recesywnego, z czerwoną - chorego, posiadacza dwu alleli recesywnych odpowiedzialnych za chorobę. Możemy zatem wnioskować, że szkodliwe dla populacji jest łączenie się osobników nosicielskich, ponieważ płodzą one chore potomstwo. Znając reguły dziedziczenia Mendla, wiemy że potomstwo osobnika zdrowego i nosiciela będzie w połowie zdrowe, a w połowie będzie posiadać jeden allel recesywny, a potomstwo dwojga nosicieli będzie miało 50% nosicieli, i po 25% chorych i zdrowych dzieci. Dlatego logiczne jest, że najniebezpiecznejsze dla tych dzieci będących nosicielami, jest szukanie partnera wśród rodzeństwa czy kuzynostwa, ponieważ wśród nich mogą znaleźć innych nosicieli. Bezpiecznej szukać partnerów spoza rodziny, niespokrewnionych, bez chorobliwych alleli recesywnych. W populacjach inbredowych, gdzie praktykowane jest rozmnażanie między spokrewnionymi organizmami, odsetek chorych i nosicieli jest najczęściej znacznie wyższy. Kontynuacja tego zachowania będzie prowadzić do pogorszenia sytuacji. Korzystanie z ograniczonej, zbliżonej puli genowej jest szkodliwe dla większości organizmów, w tym człowieka, ponieważ będzie skutkować degradacją przyszłych pokoleń.

Zdarzało się jednak w historii nieraz, że człowiek z naturą walczył. Świadomość i wolna wola pozwoliły na celowe kojarzenie krewniacze wśród homo sapiens. Było to charakterystyczne szczególnie dla wielkich królewskich rodów, które chciały utrzymać "czystość krwi", co zwykle kończyło się podobnie - tragedią i chorobami. Wśród tych rodów możemy znaleźć na przykład: egipskich faraonów, królów Persji, słynną rodzinę Borgiów, czy jeszcze słynniejszą Habsburgów, szczególnie jej hiszpańską gałąź. Skupimy się na tych ostatnich, ponieważ ich czasy są nam najbliższe, genealogia znana, a skutki związków między krewnymi znane. Habsburgowie hiszpańscy praktykowali małżeństwa wewnątrz rodziny (endogamię) przez pokolenia. Najczęściej była to relacja kuzynowska, więc nie aż tak bliska, jak w starożytnym Egipcie, gdzie małżeństwa zawierano niekiedy między rodzeństwem, niewątpliwie jednak ograniczenie się do puli genowej własnej rodziny miało fatalne skutki. Niejako zapowiedzią przyszłej degradacji była Joanna Szalona, kobieta o bardzo ciekawej biografii. Zachęcam do zapoznania się z jej nieszczęśliwym, tragicznym żywotem, bo tutaj pisać już o niej nie powinienem ze względu na obszerność tematu. Joanna była żoną założyciela tej gałęzi rodziny, a już ona cierpiała na przypadłości natury psychicznej. Wielopokoleniowy proceder poprowadził Hiszpanię do upadku, choć za czasów pierwszych Habsburgów tej linii, charyzmatycznych i wybitnych, przeżywała ona rozkwit. Praktycznie ucieleśnieniem wszystkiego, co złe w kazirodztwie, był ostatni przedstawiciel rodu - Karol II, którego krzywy ryjec jest niezwykle popularny w internecie.


Karol był chory od początku życia do końca, całe upłynęło mu w męczarniach i wyobcowaniu, za które nie był odpowiedzialny. Był upośledzony umysłowo i fizycznie, zaczął mówić w wieku czterech lat, chodzić w wieku ośmiu, "warga habsburska" osiągnęła nienaturalnie wielkie rozmiary, być może cierpiał na akromegalię, miał zdeformowane płuca, malutkie serce, był bezpłodny, sekcja wykazała, że jego jądra były czarne, wyłysiał i stracił uzębienie oraz ogłuchł na kilka lat przed śmiercią. Jego ostatnią wolą było mianowanie królem Hiszpanii Burbona, nie chciał już nigdy Habsburga na tym tronie. Większość ludzi, szczególnie poddanych, wierzyła, że Karol został  przeklęty w niemowlęctwie, a on sam podobno w to uwierzył. Dziś wiadomo, że wszystko to było skutkiem wieloletniego kojarzenia krewniaczego w rodzie. Przodkowie powielali wadliwe geny, kumulowali negatywne cechy i choroby, aż narodził się Karol II i ród wygasł po jego bezpotomnej śmierci. Wielu też jego przodków miało objawy chorób genetycznych, ale nigdy w takim nagromadzeniu. Widzimy teraz na przykładzie człowieka, jak groźny może być inbred, i dlaczego natura go unika.

Teraz, kiedy znamy już podstawowe negatywne skutki, skupimy się na wyjątkach. Czy chów wsobny może być pożądany? Jak najbardziej. Jest on narzędziem na przykład w doborze sztucznym, niezwykle istotnym dla człowieka. Od tysięcy lat ludzie dostosowują przyrodę tak, by wykorzystać ją możliwie najbardziej dla swoich potrzeb. Dzięki inbredowi uzyskaliśmy na przykład rasy psów czy bydła, przystosowane do służenia człowiekowi, nie zaś do przetrwania w warunkach naturalnych. Na tym przykładzie mechanizm można wytłumaczyć bardzo łatwo - krzyżuje się po prostu organizmy o pożądanych cechach, wykluczając po prostu z rozmnażania organizmy nieprzydatne. Tak też współczesne krowy dają więcej mleka i lepsze mięso, niż gdyby nie stosowano tej praktyki, a psy mogą być przystosowane do pasterstwa, myślistwa czy obrony domu. Należy jednak zaznaczyć, że może wystąpić zjawisko tzw. depresji wsobnej, czyli zmniejszenia płodności i obniżenia przystosowania potomstwa. Nie poleca się w związku z tym tego sposobu krzyżowania początkującym hodowcom.

Na początku wspomniałem, że proces kojarzenia krewniaczego występuje także w naturze. I jest to prawda, choć należy do zdecydowanych wyjątków. Można zaobserwować go m.in. u muszek owocowych, os figowych, mangust pręgowatych oraz u pluskiew.  W przypadku mangust jest to ewenement na tle ssaków, jednak wśród owadów jest to zjawisko nieco częstsze. Przykładowo osy figowe przez inbred eliminują choroby - samice mają dwa zestawy chromosomów, a samce - jeden. Kiedy więc samica otrzyma wadliwy allel, jest tylko nosicielem, a samiec zawsze po otrzymaniu będzie chory, co w tym przypadku oznacza, że najpewniej nie pozostawi potomstwa. W tej sytuacji, jak widać, natura wykorzystuje skutecznie zjawisko rozmnażania między krewnymi. Dodam też, że jest ono powszechne także w takich populacjach, gdzie materiał genetyczny został "oczyszczony" z wadliwych cech i korzystne jest przekazywanie dobrych zestawów alleli, niekorzystna natomiast byłaby egzogamia, gdzie obcy osobnik wprowadziłby być może allele szkodliwe. Taka sytuacja występuje na przykład w populacjach polskich żółwi błotnych, dla których ogromne niebezpieczeństwo stanowiłoby wprowadzanie nowych żółwi spoza ich terytoriów.

To wszystko na dziś. Uważam, że inbred bywa niedoceniany, a dla wielu kompletnie obcy. Warto znać jego negatywne konsekwencje oraz praktyczne zastosowania, bo zmienia to nasze postrzeganie dziedziczności i rozmnażania, umożliwia szersze spojrzenie na temat. A Ty, drogi Czytelniku, jesteś teraz o tę wiedzę bogatszy. Podam jeszcze kilka ciekawych linków, żebyście mogli doczytać to, czego wam nie opowiedziałem. Do zobaczenia!
Is Inbreeding Really That Bad? z kanału Gross Science:
Joanna Szalona i Filip Piękny. W tym szaleństwie jest metoda. z portalu Astrahistoria:

Artykuł o wadach i zaletach inbredu u psów z portalu psy-pies.com:

oraz kilka artykułów na wikipedii:

Brak komentarzy